Hipokryzja niemieckich kibiców – „Sieg heil” oraz bojkot RB Lipsk.

Od jakiegoś czasu, za naszą zachodnią granicą w środowiskach kibicowskich wrze. Jedną z przyczyn takiego stanu rzeczy jest pojawienie się w Bundeslidze zespołu będącego własnością austriackiego koncernu Red Bull.
Będący kością niezgody wśród niemieckich kibiców RB Lipsk powstał w 2009 roku. Właściciel Red Bulla – Dietrich Mateschitz, postanowił kupić grający na piątym poziomie ligowym klub SSV Markranstädt i przemalować go w barwy swojego koncernu. W herbie pojawiły się dwa czerwone byki, a stroje zmieniono na biało-czerwone.
Zespół w 6 lat awansował do Bundesligi, nie przeprowadzając w międzyczasie żadnego spektakularnego transferu, bazując na mądrym zarządzaniu i konsekwentnym budowaniu własnej potęgi. W swoim debiutanckim sezonie w Bundeslidze, RB Lipsk zostało wicemistrzem Niemiec wbijajac sie klinem między faworytów z Monachium i Dortmundu.
Zespół stał się także obiektem nienawiści ze strony większości kibiców w Niemczech. Klubowi zarzuca się brak tradycji oraz bycie zabawką w rękach bogatego sponsora. Zupełnie nie rozumiemy tego oburzenia, zwłaszcza u Niemców, w mniemaniu których naturalizowanie afrykańskich piłkarzy nie jest przejawem ataku na tradycję. Wracając jednak do RB – tak bogaty sponsor mógł prawdopodobnie kupić jakikolwiek klub z wyższej klasy rozgrywkowej (nie wykluczając Bundesligi) i podążając śladem PSG lub Chelsea kupić najlepszych piłkarzy i nie czekać tyle lat na możliwość gry w Lidze Mistrzów. Tutaj postawiono na oddolne, mozolne budowanie drużyny, więc zamiast obelg należą się RB Lipsk słowa uznania za to, że nie wybrali dróg na skróty.
Apogeum hipokryzji niemieccy kibice osiągnęli wczoraj w Pradze, gdzie przez cały mecz swojej reprezentacji z Czechami ubliżali napastnikowi – Timo Wernerowi na codzień grającemu w RB Lipsk. Mimo tego, że strzelił on gola na 1-0 już w 4. minucie meczu! Obrazu żenady dopełniły okrzyki „Sieg Heil” oraz zakłócenie minuty ciszy ku czci zmarłych niedawno dwóch czeskich działaczy. Klub z Lipska to co prawda niejedyna bolączka kibiców z Niemiec, którzy sprzeciwiają się także ograniczeniom jakie nakłada na nich tamtejsza piłkarska federacja tłumacząc to względami bezpieczeństwa. Nieoficjalnie mówi się, że ich zachowanie miało na celu naniesienie wysokich kar na DFB. Niemniej, znamy bardziej cywilizowane i przede wszystkim skuteczniejsze metody wywierania presji na federacje niż to co obserwowaliśmy w miniony piątek w Pradze.