Reprezentacja Polski w 2018 roku – brak powodów do optymizmu!

Rozważania na temat naszej kadry w mijającym roku należy rozpocząć od porównania stanu rzeczy dokładnie 365 dni. Pod koniec 2017 roku nie mogliśmy się doczekać mundialu w Rosji, pierwszego od dwunastu lat z udziałem Biało-czerwonych i mimo zimnego prysznica w eliminacjach w Kopenhadze – optymistów było znacznie więcej niż pesymistów!
Trudno się dziwić, grudniowe losowanie, przynajmniej „na papierze” stawiało nas w roli faworytów grupy. Co bardziej doświadczeni kibice zauważali jednak, że Biało-czerwoni zatracili blask, poszczególni piłkarze przestali grać regularnie w swoich klubach, a sam Adam Nawałka zdawał się nie być już tak pewny siebie i swoich zawodników jak podczas EURO 2016.
Pierwsza połowa roku upłynęła pod znakiem meczów towarzyskich. Przebiegły sztab reprezentacji zorganizował sparingi z drużynami podobnymi do naszych mundialowych rywali. I tak po beznadziejnym i nudnym jak flaki z olejem meczu z Nigerią (namiastka Senegalu) przegraliśmy 0-1. Z udającą Japonię Koreą Południową wygraliśmy 3-2, a z naśladującym Kolumbię Chile zremisowaliśmy 2-2. Co ciekawe w tych sparingach osiągnęliśmy lepsze wyniki niż na samym turnieju, ale o tym za moment. Tydzień przed wyjazdem na turniej już nieco tradycyjnie zagraliśmy ostatni w ramach przygotowań sparing, z Litwą (4-0).
Zgodnie z tradycją, wszystkie media głównego nurtu doznały zbiorowej głupawki na punkcie reprezentacji. Piłka nożna znowu na chwilę stała się podstawowym tematem rozmów Polaków. Nie brakowało głosów, że jedziemy po medal, bo przecież mamy Lewandowskiego. Kanał YT PZPN Łączy nas piłka pokazywał świetną atmosferę na zgrupowaniach, natomiast dziennikarze prześcigali się w wymyślaniu kolejnych pochwał (zapewne po to by wyciągnąć jak najwięcej wejściówek dla swoich redakcji). Głupawkę futbolową dało się odczuć na każdym kroku, a jej symbolem stał się Kamil Glik i reklama dezodorantu. Co w tym wszystkim najbardziej tragikomiczne Glik podczas przewrotki na treningu rozwalił bark i nie zagrał w najważniejszych meczach, a spot z nim hulał w najlepsze między transmisjami meczów 🙂
Przywiązany do żelaznej jedenastki Adam Nawałka, na zastępce (niezastąpionego) Glika wybrał Thiago Cionka, a ten odwdzięczył mu się w najlepszy możliwy sposób – strzelając gola. Szkoda tylko, że do własnej bramki. Selekcjoner dość niespodziewanie postawił w bramce na Szczęsnego, zamiast dużo pewniejszego Fabiańskiego. Ta zmiana również okazała się fatalna w skutkach, gdyż bramkarz Juventusu totalnie skompromitował się w drugiej połowie meczu wybiegając z bramki w sytuacji, kiedy wybiegać nie powinien (niesubordynacją w tej sytuacji popisał się także Bednarek).
Tak więc tradycyjnie po meczu otwarcia, następny mecz musieliśmy grać „o wszystko” i tak samo jak na dwóch poprzednich mundialach drugi mecz graliśmy z najsilniejszą drużyną w grupie. Kolumbia dała naszym piłkarzom lekcję futbolu wygrywając 3-0. Śmiemy twierdzić, że nawet reprezentacja z 2016 roku nie dałaby rady świetnie operującym piłką przeciwnikom z Ameryki Południowej. Po tym meczu stało się jasne, że nie wyjdziemy z grupy. Konkretne przyczyny porażki zdiagnozowaliśmy tutaj: http://drybler.com/2018/06/25/dlaczego-przegralismy-anatomia-kleski-reprezentacji-polski/ .
Na koniec zagraliśmy „o honor” z Japonią i mimo zwycięstwa, ostatnie minuty tego meczu do honorowych nie należały. Polacy czekali na końcowy gwizdek przypatrując się wymieniającym podania na własnej połowie Samurajom, którym minimalna porażka 0-1 wystarczyła do awansu do kolejnej fazy Mistrzostw. Dopełnieniem haniebnego występu biało-czerwonych była sytuacja z Kamilem Grosickim, który na znak Adama Nawałki zasymulował uraz, by na boisko mógł wejść Kuba Błaszczykowski i nabił sobie jeden występ w drodze do okrągłej setki. Komedia prawda? Tym bardziej, że Błaszczykowski na boisko w sumie i tak nie wszedł.
Po mundialu z posadą selekcjonera pożegnał się Adam Nawałka i choć była to sprawa zrozumiała, to Zbigniew Boniek w mętny sposób tłumaczył, że trener zrezygnował sam. Kiedy wydawało się, że przyjdzie ktoś jeszcze lepszy od „Fakena”, wtedy na polskich kibiców spadł jasny grom. Nowym selekcjonerem piłkarskiej Reprezentacji Polski został niedoświadczony Jerzy Brzęczek, ówczesny trener Wisły Płock.
Nasza ocena tej decyzji pozostaje niezmienna od 17 lipca, kiedy napisaliśmy ten artykuł: http://drybler.com/2018/07/17/brzeczek-selekcjonerem-no-to-mamy-duzy-problem/
Nowy trener dokonał po poprzedniku kilku personalnych zmian i tak w kadrze pojawili się m.in.: Mateusz Klich, Arkadiusz Reca, Damian Szymański, Rafał Pietrzak, Adam Dźwigała, Hubert Matynia i Adam Buksa. Pierwszym polem do popisu dla odmienionej reprezentacji były pierwsze w historii rozgrywki Ligi Narodów. Początek był bardzo obiecujący, bo tak należy rozpatrywać wyjazdowy remis z Włochami w Bolonii, gdzie byliśmy bardzo blisko zwycięstwa. Niestety był to ostatni promyk nadziei dla kibiców biało-czerwonych w 2018 roku.
Reprezentacja Polski za kadencji Jerzego Brzęczka jeszcze nie wygrała meczu. Na sześć spotkań przegrała trzy, jako pierwsza drużyna w Europie spadła do Dywizji B. Trenerowi zarzuca się powoływanie na siłę swojego siostrzeńca – Kuby Błaszczykowskiego, który w Wolfsburgu nie łapie się nawet na ławkę rezerwowych. Szczerze mówiąc byliśmy bardzo zaskoczeni, że po rozgrywkach Ligi Narodów nikt w PZPN nie uderzył się w pierś i nie stwierdził, że popełniono błąd. Jerzy Brzęczek poprowadzi reprezentację Polski w eliminacjach do Euro 2020. Może wreszcie coś wygramy, choć losowanie uznajemy za umiarkowanie dobre.
Odpowiadając na pytanie postawione na początku artykułu stwierdzamy, że o ile 2017 rok był lekkim zjazdem jakościowym w polskiej reprezentacji po Euro 2016, tak rok 2018 był cięciem na krechę bez trzymanki. Krychowiak z czołowego zawodnika, tryumfatora LE stał się etatowym kopaczem w Rosji. Kamil Glik został w rozkupionym Monaco i na przemian walczy o utrzymanie i z kolejnymi kontuzjami. Kuba Błaszczykowski przestał grać w ogóle, a Robert Lewandowski od czerwca nie strzelił gola w reprezentacji itd., itd. Rok temu biliśmy na alarm, że nie ma za bardzo powodów do optymizmu, teraz optymistą pozostał już chyba tylko prezes Boniek…