Brzęczek selekcjonerem? No to mamy duży problem…

Ładnych parę lat temu po konferencji prasowej, na której zaprezentowano Anastasiego jako nowego trenera siatkarskiej reprezentacji Polski, podszedłem do prezesa PZPS i poprosiłem o udzielenie krótkiego wywiadu. Główne pytanie, które mu wówczas zadałem, brzmiało:
– Dużo mówiło się, że już czas na polskiego trenera kadry, tymczasem wybraliście znów zagranicznego. Dlaczego?
– Nasi siatkarze potrzebują bodźców do rozwoju, a to zapewni Anastasi. Polscy trenerzy to jeszcze nie ta półka. Muszą się sporo nauczyć, najlepiej przy fachowcach klasy Anastasiego. Mamy nadzieję, że wyrośnie przy nim trener, który za kilka lat obejmie naszą kadrę – taką mniej więcej odpowiedź usłyszałem od prezesa.
Polskie związki sportowe? Beton i amatorszczyzna!
Czego by nie mówić o Przedpełskim jako prezesie PZPS w latach 2004-2015 (zwłaszcza w kontekście afery korupcyjnej) jest to facet, który wyprowadził polską siatkówkę z wieków ciemnych i ogólnej zapaści, na sam szczyt. Za jego rządów zdobyliśmy 9 medali na imprezach rangi międzynarodowej i dzięki jego staraniom zostaliśmy organizatorami MŚ.
Sukcesy zawdzięczamy jego wizji i dość autokratycznym rządom. Przedpełski nie ulegał wewnętrznym naciskom wywieranym na niego przez beton i poprowadził PZPS po swojemu. Po latach amatorszczyzny w zarządzaniu, co dostrzegali nawet sponsorzy, stawiania na polskich szkoleniowców i zmarnowaniu większości siatkarskiej generacji o podobno ogromnym potencjale, dokonał rewolucji i sprofesjonalizował polską siatkówkę . Zdobył sponsorów, zadbał o marketing, a przede wszystkim postawił na zagranicznego trenera.
Wybrał trudniejszą drogę popularyzacji tej dyscypliny i budowania wizerunku opartego na realnych, a nie PR-owo napompowanych, sukcesach. Oczywiście startował z innego pułapu niż Boniek w PZPN – siatkówce towarzyszyło zdecydowanie mniejsze zainteresowanie mediów i kibiców niż piłce nożnej, co przekładało się na mniejsze pieniądze. Renomę trzeba było zbudować od podstaw. Pomocna była w tym nasza liga siatkarska, gdzie gwiazdy się kupuje i nie trzeba ich na siłę kreować z przepłaconych, obrażalskich kopaczy.
Pamiętacie czy już zapomnieliście?
W PZPN taką osobą miał być Boniek. Liczyliśmy, że wniesie do tego betonu profesjonalne podejście i sprawdzone, zachodnie metody zarządzania, i że dzięki niemu nie będziemy już przeżywać tego, co jeszcze kilka lat temu (wprowadzane na siłę zarządy komisaryczne lub kuratorzy, co mogliśmy przypłacić nawet odebraniem nam praw do organizacji Euro 2012) czy oglądać popisów gentlemanów w gumiakach pokroju Grzesia Laty.
Skrócone kalendarium wstydu wygląda tak: W 1998 r., gdy korupcja i handel meczami kwitły w najlepsze, PZPN nie zgodził się na kontrolę z UKFiT, którym kierował Dębski. Zawiesił on więc 33 działaczy PZPN w tym prezesa Dziurowicza i sekretarz generalnego. Za PZPN wstawiły się FIFA i UEFA, grożąc wykluczeniem Polski z rozgrywek międzynarodowych, więc 7 sierpnia działaczy odwieszono. Żeby nieco zamydlić opinii publicznej oczy, ogłoszono nowe rozdanie i zorganizowano wybory na prezesa Związku. Nowym szefem PZPN został Michał Listkiewicz, czyli… dotychczasowy sekretarz generalny. Wszystko pozostało po staremu, układziki mają się dobrze. Każdy kto wówczas interesował się polską piłką wiedział, że to jedna wielka ustawka, ale brakowało dowodów. Jak zgniłe było to środowisko i w jaki perfidny sposób przez lata byliśmy oszukiwani, dowiedzieliśmy się dopiero parę lat potem, gdy młody Dziurowicz wszystko wyśpiewał w mediach.
Listkiewicz rządził Związkiem do 2007 r., kiedy to wybuchła afera korupcyjna. Zarząd znów został zawieszony, niewinne misie z PZPN-u znów pobiegły na skargę do FIFA i UEFA, a ci oczywiście stanęli po stronie umoczonych (dopiero od niedawna wiemy dlaczego FIFA tak chętnie broniła podejrzanych o branie w łapę). Przepychanki trwały do 2008 r. kiedy stery przejął Grzesiu Lato, jeden z najwybitniejszych przedstawicieli myśli „polskie jest lepsze”, bo „polskim da się łatwiej manipulować”. Na swoje nieszczęście po Listkiewiczu odziedziczył Beenhakkera na stanowisku selekcjonera. Pierwsze potknięcie i we wrześniu 2009 r. Leo musiał pakować walizki. Chociaż do końca eliminacji pozostały 2 mecze i wciąż mieliśmy szanse na awans, Lato nie mógł przegapić okazji na przywrócenie władzy polskiej myśli szkoleniowej nad naszą kadrą. W tej roli odnalazł się rewelacyjnie Stefek Majewski – przerżnął oba mecze w tragicznym stylu, oba do zera. Bramy do MŚ 2010 zatrzasnęły się przed nami z hukiem.
Polska myśl szkoleniowa – problem największy
Przejdźmy do aktualnych problemów, czyli głównie braku dobrych trenerów w Polsce. W skali europejskiej nie mamy nawet jednego średniaka. Niby jest to wyświechtany argument, ale fakty są takie, że żaden Polak nie prowadzi klubu w lepszej lidze niż Ekstraklasa, niezależnie czy za taki przyjmiemy 1., 2. czy nawet 3. poziom w zagranicznych rozgrywkach. To mówi samo za siebie. Ten, który zdawał się nie dostrzegać przepaści między polskimi trenerami, a ich zagranicznymi odpowiednikami i głośno mówił, że:
– śmieszy mnie tylko to nabożne podejście do tego, co zagraniczne (…) Jeżeli trener z zagranicy powie coś banalnego, ale w obcym języku, rozlega się zachwyt. Szanujmy się trochę., został brutalnie zweryfikowany w lidze greckiej – wytrzymał zaledwie 9 meczów, punktował ze średnią 1,44/mecz i odchodził z kompletnie zrujnowanym autorytetem. Mimo to po kilku następnych sezonach w ekstraklasie nadal wierzy, że polskie jest równie dobre jak obce i tak podsumował nominacje Brzęczka:
– jeśli nie zacznie się pokazywać naszym szkoleniowcom wiary w nich, to oni nigdy w siebie nie uwierzą. Bo jesteśmy strasznie zakompleksieni. To, co pochodzi z Zachodu jest dla nas lepsze.
Jedynym trenerem, który jakoś sobie poradził w ostatnich latach na tle drużyn z Europy jest Jacek Magiera. Remis z Realem, wygrana ze Sportingiem i nastawienie zespołu na nieustanną grę piłką zamiast lagi na pałę do przodu. Tyle, że zwolniono go w trakcie pierwszego kryzysu, który dopadł jego zespół, więc jego umiejętności nie zostały poddane właściwej weryfikacji.
Brzęczek – charyzmatyczny lider?
A jak zweryfikowano Brzęczka? Niespełna 9 sezonów pracy jako trener, w tym jeden dobry na poziomie ekstraklasy w Wiśle Płock. Ok, faktycznie poradził sobie nieźle, ale przyszedł na gotowe, bo tę drużynę przez kilka lat budował młody Kaczmarek i w dodatku nic nie wygrał, a był to najsłabszy sezon ekstraklasy od lat. Czy Kaczmarek poradził by sobie gorzej? Śmiem wątpić, chociaż Brzęczek przynajmniej nie pozwolił się zwolnić Furmanowi.
Media przedstawiają Brzęczka jako charyzmatycznego lidera i urodzonego przywódcę, co ma być jego głównym atutem. Taki z niego przywódca, że jak piłkarze GKS Katowice nie chcieli awansować do Rkstraklasy, bojąc się utraty dobrze płatnej i niezbyt wymagającej pracy, to po prostu przegrali z MKS Kluczbork i nie awansowali. Tyle z jego charyzmy. Wcześniej m.in. zanotował serię porażek w Rakowie, gdzie nie potrafił zażegnać kryzysu i został zwolniony na prośbę głównego sponsora klubu. Raków z Brzęczkiem przez 4 sezony plątał się w dolnej połówce tabeli, bez Brzęczka już w pierwszym sezonie zagrał w barażach o I ligę. W Lechii było niewiele lepiej. Poprowadził gdańszczan w 39 meczach i zanotował średnią 1,34 pkt (pierwszy sezon zakończył na niezłym, 5. miejscu).
Po linii najniższego oporu.
Brzęczek jest czwartym z rzędu selekcjonerem ze Śląska – to pokazuje jak silne wpływy w PZPN mają śląscy działacze okręgowi i klubowi. Za wybór Nawałki rozgrzeszałem Bońka względami „politycznymi i strategią”. Boniek, żeby mieć szanse na reelekcję w 2016 r. musiał obłaskawić wszystkich zwolenników polskiej myśli szkoleniowej, którzy stanowią zdecydowaną większość wśród leśnych dziadków, delegowanych na Walne Zgromadzenie PZPN. Musiał także po raz kolejny złożyć daninę śląskim możnowładcom.
Miałem głęboką nadzieję, że Boniek podczas swojej drugiej kadencji, nie mogąc ubiegać się ponownie o reelekcję, wykaże się pragmatyzmem na miarę Przedpełskiego i zatrudni zagranicznego szkoleniowca, żeby wycisnąć z naszych piłkarzy pełnię potencjału i dać trochę radości kibicom. Swoją drogą, wiecie dlaczego Boniek nie może zostać na 3. kadencję? Bo takie prawo uchwalił Sejm podczas prezesury Laty. Łatwo się domyślić jak bardzo Grześ był lubiany przez polityków, którzy postanowili zrobić wszystko, żeby go uwalić nie wkurzając przy tym światowych władz piłkarskich.
Wracając do nominacji zagranicznego trenera – podobno było bardzo blisko. Gianni de Biasi stwierdził nawet, że był dogadany z PZPN i w czwartek czuł się już selekcjonerem biało-czerwonych. Płakać za nim nie będziemy, bo to trener raczej z niższej półki, ale „coś” jednak spowodowało, że został odpalony na ostatniej prostej na rzecz Brzęczka. Pytanie co? Bo przecież nie polityka wewnątrz związkowa, na którą Boniek może już mieć wywalone. I drugie pytanie, które się automatycznie nasuwa – dlaczego na stanowisko selekcjonera wybierano spośród Biasiego i Brzęczka? Czy nasza reprezentacja to gorący, zgniły kartofel, którego nikt się nie chce dotknąć czy może rekrutację zrobiono na odwal się i poskąpiono grosza na wynagrodzenie?
A może po prostu nie potrzeba nam dobrego fachowca na trenerskim stołku, bo biznesowo-marketingowa machina i tak sobie świetnie radzi? Po co komu uznany na świecie trener, będący tfu „niezależnym fachowcem”, któremu nie da się podtykać pod nos listy piłkarzy do powołania i wystawienia w meczach sparingowych. Jeszcze, nie daj Boże, taki zagraniczniak nie zgodzi się na kontynuowanie dochodowego biznesu czyli absurdalnych meczów z cyklu „hotel na hotel”? Przecież wiadomo, że cena za świeżo upieczonego reprezentanta rośnie, a z polskiej ligi trzeba sprzedawać towar na siłę – byle gdzie, byle drożej. Każda forma promocji się przyda. Dlatego lepiej postawić na Polaka i liczyć na jego wdzięczność za daną szansę.
Stracona generacja przez brak odwagi.
Według niektórych samozwańczych specjalistów młodemu, polskiemu trenerowi trzeba tę szansę dać, bo to pomoże mu się rozwinąć i zaprocentuje w przyszłości. Tylko czego ten Brzęczek nauczy się jako selekcjoner? Osławionej już pracy koncepcyjnej? Prowadzenia treningów przez 5 dni w ciągu 2-3 miesięcy czy niuansów taktycznych wypracowanych na Football Managerze? Nic z tego, co najwyżej polepszy umiejętności zarządzania grupą i zostanie specem od logistyki.
Selekcjoner to powinien być gość, który już ma świetny warsztat i będzie potrafił go zastosować w ciężkich warunkach pracy z reprezentacją. Wie o tym nawet Probierz, który woli szlifować umiejętności w Cracovii niż robić za trenera-wydmuszkę w PZPN. Zresztą Probierz będzie następnym selekcjonerem. Zakład? W końcu też jest ze Śląska…
Już dziś mogę powiedzieć, że zatrudnienie Brzęczka nie zakończy się totalną kompromitacją. W trakcie eliminacji będzie przaśnie – Brzęczek już mianował na swojego asystenta parcha skazanego w 2009 r. za handlowanie meczami. Będą też pojawiały się doniesienia o zaostrzającym się konflikcie Kuba vs Lewy, w który wmiesza się niepotrzebnie wujek Błaszczykowskiego. Zresztą sam Kuba musi udowodnić światu, że jeszcze nadaje się do profesjonalnego grania, że jest bardziej piłkarzem niż kuternogą. Lewy niczego, nikomu udowadniać nie musi. Co najwyżej może udowodnić działaczom Realu, że zrobili błąd nie kupując go po MŚ, gdy cena za RL9 mogła być naprawdę promocyjna.
Z tej grupy eliminacyjnej, przy takim potencjale, musimy wyjść nawet grając bez trenera, więc na Euro pojedziemy. I tyle. 3 mecze i do domu. Najlepsze pokolenie polskich piłkarzy od 30 lat nie osiągnie niczego i zostanie kompletnie zmarnowane. Skończą zupełnie tak, jakby skończyło pokolenie Murka, Zagumnego, Świderskiego i Gruszki gdyby nie zagraniczny trener, który w jesieni ich karier doprowadził Polskę do srebra MŚ w 2006 r. Bo Bońkowi zabrakło jaj…