Dlaczego przegraliśmy? Anatomia klęski reprezentacji Polski.

Stacja ESPN przygotowując raport po Euro 2016 umieściła Adama Nawałkę na liście trenerów, którzy zawiedli. Takie stanowisko z perspektywy czasu wydaje się być trafne. Poniżej postaramy się przedstawić najważniejsze kwestie, które wpłynęły na jeden z najgorszych (jak nie najgorszy) występów reprezentacji Polski na mundialu.
1. Adam Nawałka
Wróćmy jeszcze do uzasadnienia wspomnianej nominacji stacji ESPN: „mecze Polski ze Szwajcarią w 1/8 finału i Portugalią w 1/4 były podobne w wykonaniu polskich piłkarzy. Oba zaczęli błyskotliwie, ale z biegiem czasu tracili koncepcję. Nawałka niechętnie i późno zmieniał piłkarzy. W meczu ze Szwajcarią, jak i Portugalią, trener sprawiał wrażenie, jakby dążył do doprowadzenia do konkursu „jedenastek”. To była niebezpieczna formuła. Raz wypaliła, ale za drugim razem już nie”.
Teza przedstawiona w powyższym opisie naszego trenera wydaje się być trafna. Nawałka nie miał koncepcji, nie wypracował żadnych schematów i trzymał się tych samych nazwisk. Spotkanie w Kopenhadze niczego Nawałki nie nauczyło. Wystarczyło spojrzeć na pierwszą jedenastkę spotkania z Senegalem, by jeszcze przed rozpoczęciem meczu zakłady bukmacherskie zostały lawinowe zasypane typami na przybyszów z Afryki. W pierwszym spotkaniu Nawałkę zgubiło przywiązanie do nazwisk: Cionek, Szczęsny, Milik, Zieliński. Wszyscy z nich zagrali poniżej krytyki, ale kto oglądał mecze sparingowe, śledził rozgrywki ligowe oraz kojarzył popisy powyższych graczy w najważniejszych spotkaniach reprezentacji, ten nie miał złudzeń co do wyniku spotkania z Senegalem.
Dodatkowo Nawałka zmarnował dwa miejsca w kadrze na mundial, które mogły okazać się kluczowe. Zabrał gościa od atmosfery, Peszkę oraz nie w pełni zdrowego Glika. Pozbawił się tym samym możliwości dokonania zmian na pozycjach, które okazały się w trakcie turnieju newralgiczne. Lubimy Bartosza Bereszyńskiego, doceniamy jego grę w Sampdorii, jednak nie grał on w klubie nigdy na pozycji wahadłowego obrońcy. Pozycja ta wymaga dużego zaangażowania w ofensywie, natomiast akurat ten element gry Beresia strasznie kuleje. Kontuzja Błaszczykowskiego pozbawiła nas jakiejkolwiek alternatywy na pozycji, którą Nawałka postanowił przetestować w najważniejszym spotkaniu dziesięciolecia.
Natomiast Bednarek wskoczył do składu Southampton na ostatnich kilka spotkań, przygniatającą część sezonu grzejąc jednak ławę. Można zarzucić wiele rzeczy Kamińskiemu, ale w przeciągu całego sezonu zaliczył w Stuttgarcie 25 spotkań. Jasne, raz grał w pierwszym składzie, częściej wchodził z ławki, ale był w rytmie meczowym. Jednak to co przygotował Nawałka na mecz z Kolumbią, przeszło nasze najśmielsze oczekiwania. 3-5-2. Nigdy nie ćwiczone, w totalnie obcym zestawieniu osobowym dla wszystkich zawodników i bez przygotowanych jakichkolwiek schematów. Odlot!
Ponadto należy zadać pytanie co robili w tej kadrze Zając, Pasieka i pozostała część sztabu szkoleniowego. Czy ktokolwiek z nich miał choćby minimalny wpływ na selekcjonera, czy jednak ich jedyną rolą było przytakiwanie? Ponadto głośno mówiło się o tym, że Nawałka zlekceważył opinię lekarza reprezentacji, doktora Jaroszyńskiego w kwestii przydatności Glika na mundialu i zabrał go tylko po to, żeby wpuścić go przy stanie 0-3 w spotkaniu z Kolumbią. Kuriozum!
2. Robert Lewandowski
Temat rzeka. Liczby na trzech turniejach mistrzowskich, na których wystąpił ma na poziomie Bartosza Bosackiego. Tylko, że obrońca Lecha wystąpił zaledwie w jednym spotkaniu rangi mistrzowskiej. Dwie bramki w 10 spotkaniach są wstydliwą statystyką dla gościa pretendującego do 10 najlepszych piłkarzy świata. Trzeci turniej i trzeci wielki zawód. Lewandowski od początku sezonu postanowił rozpocząć wojnę z całym światem, aby udowodnić, że jest piłkarzem klasy światowej, mającym kolosalny wpływ na grę drużyn, w których występuje. Poczuł się tak pewnie, że zaczął krytykować władze Bayernu, że nie zapewniają mu drużyny na miarę jego aspiracji (o fobiach Lewego pisaliśmy w jednym z artykułów: http://drybler.com/2017/09/12/lewandowskigate/).
W trakcie sezonu przyszła druzgocąca weryfikacja. Bundesliga, wiadomo, Lewy błyszczy. Najważniejsza dla Bawarczyków miała być jednak Liga Mistrzów. Pierwszy test został przez Roberta koncertowo oblany. Zmarnował w spotkaniach z Realem co najmniej 3 setki i został obwołany jednym z głównych winowajców odpadnięcia Bayernu. Potem przyszedł mundial i gwóźdź został ostatecznie wbity… Niemieckie media z nieukrywaną satysfakcją wspominają, że Lewy powinien się cieszyć z tego, że ma jeszcze kontrakt ważny z Bayernem do 2021 roku.
Najbardziej znamienne były jednak słowa Lewego po spotkaniu z Kolumbią:
– To jest nasz poziom, nie można od nas oczekiwać więcej, cieszmy się, że w ogóle notujemy awanse do turniejów mistrzowskich
Tak więc z piłkarza klasy światowej dokonał się upadek do piłkarza pokroju Krzysztofa Warzychy, z tą różnicą, że strzela bramki masowo eliminacjach przeciwko Czarnogórom, Armeniom i Kazachstanom. Przykre.
Pozostali piłkarze również zawiedli i nie zapominamy o ich skandalicznym występie. Szczęsny okazał się być błaznem, a nie potencjalnym następcą Buffona. Zieliński jak zwykle skompromitował się w spotkaniach o dużym ciężarze gatunkowym. Krychowiak zagrał na mundialu tak, jak grał przez cały sezon w WBA, jeżeli znajdował uznanie w oczach trenera. Błaszczykowski odpadł po 45 minutach, co nie było wielkim zaskoczeniem. Milik jest po dwóch bardzo poważnych kontuzjach i raczej nie można od niego już wymagać wielkich rzeczy.
Nam po prostu zabrakło na mistrzostwach zawodnika klasy światowej, potrafiącego zrobić różnicę. Nie mieliśmy Coutinho, Modrica, Shaqiriego, Czeryszewa, Musy….
3. Polscy dziennikarze sportowi.
Potwierdziła się teza (poza paroma wyjątkami), że w Polsce nie ma dziennikarzy, są tylko ludzie wykonujący ten zawód. Poziom lizusostwa przekroczył wszelkie granice. Kadra została zagłaskania przez „fachowców” pióra i mikrofonu. Najbardziej jaskrawym potwierdzeniem tych słów jest relacjonowanie pierwszego meczu Polaków z Senegalem. Po skandalicznym występie, w którym piłkarze postanowili totalnie olać wszystkich i przeszli obok meczu, było bredzenie, że to był brak szczęścia, przypadek, błąd sędziów, itp. Po podobnym występie na Mundialu w 2006 roku z Ekwadorem, wszystkie media ryczały z wściekłości. Kiedy przez kolejnych kilka dni na konferencjach prasowych nie pojawiali się kluczowi piłkarze oraz trener Paweł Janasa, było podnoszone potężne larum. Zresztą, spójrzcie sami:
Teraz, po klęsce z Senegalem, przygniatająca większość pismaków siedziała cicho, kiedy na konferencję przylazł Boniek, a w późniejszych dniach rezerwowi zawodnicy. Nikt nie pofatygował się, żeby wyjaśnić przyczyn kompromitującego występu polskiej reprezentacji, ale też i po co, jak nikt tego nie wymagał. Wstyd! Teraz nagle obudziła się rzesza krytyków. Lepiej późno niż wcale? Niby tak, ale szczyt hipokryzji osiągnął granice kosmosu.
4. Historia Kamila Glika
Historia, która obrośnie legendą. W dniu ogłoszenia ostatecznej kadry na mundial Kamil Glik uszkodził bark podczas gry w siatkonogę. Po meczu z Kolumbią zaczęły wypływać donosy, jakoby chłopaki dzień wcześniej popili z okazji urodzin Teodorczyka. Nic nam do tego, jeśli nie ma to wpływu na grę. Stoper Monaco obok Michała Pazdana i Łukasza Fabiańskiego był przecież głównymi bohaterami Euro 2016.
Zastanawiamy się raczej nad tym czy Kamil Glik mógł zagrać w meczu z Kolumbią od pierwszej minuty? Jeśli tak, to dlaczego w parze z Pazdanem zagrał cienki Bednarek? Jeśli nie, to dlaczego Glik wszedł na boisko w 80. minucie? Na otarcie łez? Czy może ozdrowiał przez te 80 minut siedzenia na ławce? Kuriozum.
5. Brak motywacji.
Szaleństwo mundialowe, jak zawsze było olbrzymie. Każdy chciał, uszczknąć na mistrzostwach coś dla siebie, w końcu jesteśmy piłkarskim narodem. Reklamy telewizyjne głośno krzyczały, że jesteśmy najlepsi, że wszyscy mamy wspierać naszych i równie głośno dopingować. Nasuwa się pytanie – dlaczego na wyniku zależało wszystkim, tylko nie piłkarzom?
Piłkarze na pewno zostali zagłaskani. Skala uwielbienia wśród kibiców przekroczyła niezdrową granicę. Krytycy reprezentacji byli z klucza nazywani hejterami, a propagandowy kanał PZPN ukazywał dokładnie to, co kibice chcieli zobaczyć – świetną atmosferę i rosnącą formę.
W ocenie Dryblera piłkarze reprezentacji Polski pojechali na turniej już „wygrani”. Wszyscy w okół mówili im jacy są fantastyczni, no to oni w to uwierzyli. Kasa się zgadza, splendor, pochwały – żyć nie umierać! Rodzina dumna, że brat/kuzyn/wujek zagra na mundialu! Wszystko to piłkarze dostali ZA DARMO jeszcze przed pierwszym gwizdkiem. Niezależnie od wyniku na mundialu – oni byli wygrani. Trzeba było jeszcze wybiec na boisko….