Ostatni gwizdek – kibice przeciwko Bońkowi i Ekstraklasie!

Po kilku latach względnego spokoju ponownie na stadionach ligowych mogliśmy usłyszeć pieśń nie darzącą specjalnym uczuciem piłkarskiego związku kierowanego przez najlepszego PR-owca w dziejach tej organizacji. O co chodzi kibicom?
Dawno nie było takiej sytuacji, żeby kibice w całej Polsce złączyli się w walce przeciwko jednemu, wspólnemu wrogowi. PZPN i Ekstraklasa (rękami Komisji Ligi i Wydziału Dyscypliny) próbują wprowadzić nowe wytyczne dotyczące postępowań dyscyplinarnych przeciwko kibicom piłkarskim w Polsce. Jak dowiadujemy się ze strony ostatnigwizek.pl tymi wytycznymi są m.in.:
1) sankcjonowanie odpowiedzialności zbiorowej wobec ogółu kibiców zasiadających na danej trybunie, bądź wręcz całej publiki danego stadionu.
2) łamanie podstawowych swobód obywatelskich, takich jak prawo do swobodnego przemieszczania się po kraju – wprowadzają zapisy dyskryminujące kibiców ze względu na miejsce zamieszkania.
3) umożliwienie zamykania stadionów za błahe przewinienia.
4) Wprowadzenie drakońskich i niewspółmiernych do owych przewinień kar finansowych dla klubów, przez co groźba zastosowania tychże sankcji przybiera wręcz formę szantażu wobec klubów.
Trzeba przyznać, że całkiem niezła mieszanka, która może doprowadzić do całkowitego upadku tej ligi, zwłaszcza w momencie, gdy niedługo ma być rozstrzygany przetarg na prawa do ekstraklasy na kolejne lata.
W pierwszej kolejności widać łamanie podstawowych zasad konstytucyjnych – stosowanie odpowiedzialności zbiorowej, czy zakaz swobodnego przemieszczania się po kraju. Misiom z PZPN-u chyba pomyliły się ustroje. Wiadomo, że Boniek i większość wierchuszki PZPN-owskiej wychowali się w PRL-u, jednak to nie tłumaczy wprowadzania przez nich bez żadnej podstawy prawnej reguł z minionego ustroju. Do tego wprowadzają te zasady władczo, bez żadnej możliwości ich kontroli. Może niedługo prezes PZPN-u zacznie nam układać życie? Co mam jeść na śniadanie, z kim się spotykać, kolegować, jakimi rzeczami się pasjonować? Na naszych oczach rośnie mały dyktatorek, który chce narzucić kibicom, co mają śpiewać, jak reagować na wydarzenia boiskowe i gdzie się pojawiać w wolnym czasie.
Odnośnie kwestii kar finansowych, przeciętny zjadacz chleba słyszy głównie o tych nakładanych na duże kluby piłkarskie, a więc pierwsza myśl – „na biednego nie trafiło”. Najlepsze w tym wszystkim jest to, że ta patologia została przeniesiona na niższe szczeble rozgrywkowe. Dużo niższe! W III lidze (czwarty szczebel rozgrywkowy) na wybrane mecze wyznaczani są delegaci i podczas wielkich widowisk pośród kilkudziesięcio-, albo kilkusetosobowej publiczności wyłapują pojedyncze okrzyki i karzą kluby karami, które często stanowią nawet trzykrotność ich dochodu meczowego. Prezesi tych klubów apelują więc do kibiców o „właściwe” przyśpiewki, a najlepiej to w ogóle, żeby na stadionie się nie pojawiali. Tak Zbigniew Boniek promuje w Polsce piłkę nożną! Wychodzi na to, że rozgrywki ligowe są dla statystyków oraz działaczy związkowych. Kibice, oprawy, emocje. Won mi z tym! Buta i arogancja związku piłkarskiego zaczyna sięgać czasów Mariana Dziurowicza.
Zakazy wyjazdowe za odpalenie pirotechniki u siebie, zamykanie stadionów, poszczególnych sektorów, karanie klubów horrendalnymi karami finansowymi. To wszystko ma zdaniem tzw. „działaczy” podnieść atrakcyjność ligi. Na bok schodzą problemy fatalnej jakości piłkarskiej (obecny sezon jest najgorszym pod względem piłkarskim od wielu lat), kompromitacji w europejskich pucharach, fatalnej postawy roczników młodzieżowych (minęło właśnie sześć lat, odkąd Polacy ostatni raz zakwalifikowali się do juniorskich lub młodzieżowych mistrzostw Europy), odwracania się sponsorów od piłki ligowej, upadanie klubów w niższych ligach w trakcie sezonu, co niejednokrotnie wypacza końcowe rozstrzygnięcia. Największym problemem są ludzie, którzy jako jedyni jeszcze utrzymują ten cyrk. Płacą za bilety, obżerają się w trakcie spotkań, korzystając z cateringu klubowego, jeżdżą za swoją drużyną, przez co niejednokrotnie wpływają na frekwencję na wielu stadionach. W ocenie Bońka i jego kumpli z Ekstraklasy są jednak zbędnym elementem tej całej układanki, zwanej rozgrywkami ligowymi.
W Premiership, jeżeli ekipa gości spóźnia się na spotkanie, to mecz jest opóźniany. Ludzie tłuczą się kilkaset kilometrów po kraju, to dajmy im chociaż okazję obejrzenia meczu. W Polsce oczywiście wielki, środkowy palec i najlepiej wracajcie sobie do domu. Nikt was tam nie potrzebuje. Większość kibicowskiej Polski pamięta PR-ową zagrywkę Bońka, kiedy udał się na wyjazd z kibicami Korony Kielce. Jakie piękne frazesy padały z ust prezesa, ile to on nie naobiecywał o poprawie komfortu oglądania swojej drużyny wszystkim kibicom.
Niech się Boniek pławi póki co w blasku Lewandowskiego. Kiedy jednak przyjdzie całościowe podsumowanie jego prezesury i zaczniemy się zastanawiać, czy były to lata rozwoju polskiej piłki, to ocena będzie druzgocąca. Prawda natomiast jest taka, że poza PR-em związanym z samym Bońkiem polska piłka za czasów jego prezesury nie ruszyła do przodu nawet o milimetr.