Afera Calciopoli czyli jak Inter oszukał Juventus

Pamiętacie? Juventus został pozbawiony dwóch Scudetto i zdegradowany do Serie B, co wiązało się z odejściem kluczowych piłkarzy. Po latach od tamtych wydarzeń okazuje się, że całą aferę wymyślił prezes Interu – Massimo Moratti.
Istotą afery Calciopoli był ekskluzywny system nacisków na dobór sędziów, który rzekomo stworzył Luciano Moggi – ówczesny dyrektor generalny Juventusu. Głównym dowodem w sprawie były zapisy rozmów telefonicznych pomiędzy Moggim, a Paolo Bergamo i Pierluigi Pairetto – odpowiedzialnymi za dobór sędziów.
Wynikało z nich ponad wszelką wątpliwość, że Moggi rzeczywiście dopuścił się nacisków na działaczy desygnujących arbitrów. Rzecz w tym, że miały być to kontakty unikatowe, otwierające Juventusowi drogę do mistrzostwa, a po latach okazało się, że podobne naciski stosowało większość włoskich klubów w tamtym okresie.
Aferę nagłośniło „La Gazzetta dello Sport”, którego właścicielem był wówczas Carlo Buora – były wiceprezydent Interu oraz… Telecom. Czy w tej sytuacji kogoś dziwi, że zapisy rozmów telefonicznych Moggiego z sędziami trafiły do gazet? Wszystko wydaję się składać w jedną całość. Tym bardziej, że pomimo rekordowo wysokich kwot wydawanych na transfery, Inter od sezonu 88/89 nie był w stanie sięgnąć po Scudetto.
Dalszy ciąg wszyscy doskonale znamy. Afera wybuchła w maju 2006 roku i Włosi robili wszystko by rozwiązać ją przed Mistrzostwami Świata w Niemczech. Reprezentacji narodowej groziło nawet wykluczenie z mundialu, do czego ostatecznie nie doszło i na przekór wszystkiemu Azzuri sięgneli wówczas po złoty medal. Pod presją czasu, zapadł tragiczny dla Juventusu wyrok – odebranie dwóch tytułów mistrzowskich, degradacja do Serie B oraz -9 punktów na start. Ponadto, ujemnymi punktami zostały ukarane inne włoskie kluby, którym udowodniono kontakty ze środowiskiem sędziów – Reggina i Fiorentina (-15) oraz AC Milan (-8) oraz Lazio (-3).
W nowych, ligowych okolicznościach Inter nie miał sobie równych. W pierwszym sezonie po aferze, „Nerrazurri” wygrali 30 meczów na 37 możliwych zdobywając tytuł mistrzowski z dorobkiem aż 97 punktów! Hegemonia na krajowym podwórku doprowadziła Inter do triumfu w Lidze Mistrzów w sezonie 2009/2010.
Idąc tropem największego beneficjenta tej afery, można się doszukać ciekawych zbiegów okoliczności. Mianowicie, po wykryciu sprawy p.o. prezesa włoskiej federacji piłkarskiej został Guido Rossi – były dyrektor Interu i jego zadeklarowany kibic. To właśnie Rossi odpowiadał za ekspresowe tempo procesu oraz sformułowanie kluczowego zarzutu „ekskluzywnych kontaktów z osobami odpowiedzialnymi za delegowanie sędziów”. Po wszystkim, w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku opuścił FIGC i … objął posadkę kierowniczą (a jakże) w Telecom.
Nowe światło na sprawę rzuciły też słowa Christiana Vieriego, który na konferencji prasowej z okazji zakończenia piłkarskiej kariery wypalił:
– Nie mogę dłużej trzymać tego wszystkiego dla siebie. Aferę Calciopoli wywołał Moratti. Za moich czasów każdy piłkarz Interu musiał podpisać dokument, który zabraniał wspominania o związkach Interu z Telecomem. 70 proc. mojego wynagrodzenia płacił klub, a resztę Telecom, któremu jak wszyscy piłkarze Interu musiałem świadczyć usługi reklamowe. Wszystko po to, aby obejść system podatkowy. Współczuję Juventusowi i Milanowi, cierpiałem razem z nimi, ale wtedy wszyscy chcieliśmy działać na rzecz naszego prezydenta, który okazał się kimś dwulicowym.
Włoski wymiar sprawiedliwości podjął działania dopiero po pięciu latach od Calciopoli, czyli po przedawnieniu się całej sprawy. Rzetelne śledztwo wykazało, że działacze Interu również utrzymywali bliskie relacje z działaczami odpowiedzialnymi za dobór sędziów i są przynajmniej tak samo winni jak Juventus. Co ciekawe tutaj także głównym dowodem w sprawie były rozmowy telefoniczne, które w 2006 roku nikogo nie zainteresowały.
W ten sposób dochodzimy do sedna sprawy. Całą afera Calciopoli była upozorowaną szopką mającą na celu pozasportowe zdetronizowanie Juventusu na rzecz Interu. Większość klubów ówczesnej Serie A utrzymywała nieetyczne kontakty ze środowiskami sędziowskimi, lecz nie sposób udowodnić, by miało to jakikolwiek wpływ na wynik sportowy rozgrywek. Nie doszło do oszustwa sportowego, które miało na celu wypaczenie wyników meczów, były tylko pojedyncze dążenia poszczególnych osób, w poszczególnych drużynach.
Jakiekolwiek ukaranie Interu czy prezesa Morattiego nie wchodzi w grę, gdyż cała sprawa uległa już przedawnieniu.
Co to oznacza dla Juventusu? Turyńczycy mają prawo ubiegać się zwrotu dwóch, niesłusznie odebranych tytułów mistrzowskich oraz gigantycznego odszkodowania. Władze klubu wyliczyły je na 443 milionów euro. Na tą sumę składają się straty na giełdzie (133 mln), utracone przychody z LM (79 mln), spadek wartości marki (110 mln), wymuszone transfery z klubu (60 mln) oraz wpływy z praw telewizyjnych (61 mln).
Cała afera odcisnęła olbrzymie piętno na włoskim futbolu. Brak długofalowego planowania zepchnął w końcu Inter z piedestału. Podobnie z resztą AC Milan, który zdążył jeszcze zdobyć tytuł w 2011 roku zanim popadł w głęboki kryzys. Włosi stracili jedno miejsce w LM na rzecz Bundesligi i aż ciężko uwierzyć, że w 2003 roku, w półfinale LM były aż trzy włoskie drużyny!