Tekst czytelnika: Kataloński sen o niepodległości – część II

Los Polacos
Dlaczego akurat „Los Polacos”? Hipotez jest kilka. Od polskich żołnierzy walczących w oddziałach międzynarodówki w trakcie hiszpańskiej wojny domowej przez uważanie Katalończyków za biedaków, aż do wypominania im skąpstwa. Polskich żołnierzy było raczej zbyt mało, żeby hasło „los Polacos” przyjęło się w całej Hiszpanii. Poza tym już wówczas było dość powszechnie używane. Dla ludzi z Zachodu jesteśmy biedni, trudno się nie zgodzić, ale akurat Katalonia od kilku dekad należy do najbogatszch regionów na półwyspie Iberyjskim. Sknery to w ogóle nietrafiony trop moim zdaniem – z tą cechą kojarzą się np. Szkoci, a nie my.
Dużo ciekawszą koncepcją jest porównanie mentalności. Jak to ujął pewien kataloński dziennikarz: „Katalonia jest dla Hiszpanii tym, czym Polska dla Rosji”. Oba narody są uznawane za dumne, krnąbrne i niechętnie podporządkowujące się komukolwiek, pomimo sąsiedztwa z militarnymi potęgami. Dzięki tym cechom przetrwaliśmy 123 lata braku niepodległości podczas zaborów i 6 lat nazizmu poprawione przez 45 lat okupacji sowieckiej.
Historia Katalonii jest jeszcze bardziej skomplikowana. W średniowieczu była bastionem na Półwyspie Iberyjskim, który oparł się arabskim najazdom. Marchia ze stolicą w Barcelonie uniezależniła się od monarchii frankońskiej w X wieku, chociaż z regionami francuskimi utrzymywała ścisły kontakt. Na skutek unii personalnej w XII wieku stała się częścią Aragonii. W XV wieku doszło do kolejnej unii – tym razem Aragonii z Kastylią. 11 września 1714 r. ostatecznie stłumiono katalońskie powstanie i podporządkowano ją Hiszpanii. Na pamiątkę tego wydarzenia kibice Barcelony punktualnie w 17 minucie i 14 sekundzie meczów piłkarskich wznoszą okrzyk „Niepodległość”. W następnych latach centralistyczna madrycka władza narzuciła Barcelonie język kastylisjki, pozbawiła jej praw lokalnych (fueros) oraz zlikwidowała samorząd.
Pewnie się dziwicie – „skoro od tylu stuleci są zniewoleni to już pewnie dawno zostali zhiszpanizowani. Poza tym o co tyle krzyku, przecież nawet najstarszy Katalończyk nie pamięta Independencii ani krzywd wyrządzanych przez Madryt”. Cóż, maja podobnie jak my. Pomimo tak długiego okresu pod hiszpańskim butem nie porzucili swoich marzeń i nie pozwolili na zatarcie swojej odrębności. Mają swój język, który mocno różni się od hiszpańskiego, swoją kulturę i sztukę, a także własną mentalność.
Pamiętają także krzywdy – to nie jest zamierzchła przeszłość. Gdybyśmy byli katalończykami to przy wigilijnym stole jedynie pokolenie millenialsów nie nosiłoby na sobie piętna przymusowej hiszpanizacji. Natomiast nasi rodzice i dziadkowie byliby nim naznaczeni. Katalończyków łączy wspólnota całkiem świeżych wspomnień ery gen Franco, który doszedł do władzy w 1939 r. po wygraniu wojny domowej. Nieco wcześniej, bo w 1931 r. proklamowano powstanie Republiki Katalońskiej, która miała stać się autonomicznym regionem Hiszpanii. Wojna wewnętrzna wybuchła w 1936 r. Katalonia, m.in. z obawy o swoje świeżo nabyte swobody, wsparła w tym konflikcie Republikę. Zwycięzcą był jednak Franco, a obawy okazały się słuszne. Generał, jeszcze zanim zdołał zdobyć Barcelonę, zniósł autonomię. Twardą ręką rządził do 1975 r. – w całym kraju obowiązywał zakaz używania języka katalońskiego. Zabroniono wszelkich odmienności od „narodowej i jedynej kultury hiszpańskiej”. Wszystko po to aby scalić społeczeństwo.
Zamiast jednoczyć, Frankizm na trwale podzielił Hiszpanię na konserwatystów opowiadających się za centralizmem i jednością monarchii oraz resztę (głównie lewicową), która walczy o prawo do samostanowienia, rozszerzania autonomii czy nawet domaga się pełnej niepodległosci swojego regionu.
Taki podział, gdzie światopogląd religijny czy klasyczny podział ideowy na lewicę i prawicę nie ma większego znaczenia, rodzi problemy ze spójnym zdefiniowaniem „zagrożenia”. Europejskie media lewicowe i centrowe uderzają w Katalonię strasząc jej nacjonalizmem. To ta sama retoryka, której używają wobec partii konserwatywnych np. z krajów Europy Środkowo- Wschodniej. Tyle, że w wypadku Katalonii, ten „okropny” nacjonalizm jest przypisywany osobom o często lewicowych poglądach (stojących w opozycji do hiszpańskiego konserwatyzmu). Jak nietrudno się domyślić w Polsce najbardziej pogubiła się GW, gazeta o lewicowo-niepodległościowych korzeniach, która piętnuje pomysł wyzwolenia Katalonii.
Najprawdopodobniej jednak sformułowanie „LosPolacos” wzieło się z podobieństwa fonetycznego. Dla osób postronnych tak język kataloński jak i polski są wybitnie szeleszczące.
Kataloński sen o niepodległości w erze upadających wartości
To, że globalizacja futbolu jako dobrze sprzedającego się produktu i korporacyjne rządy Bartomeu o mały włos nie doprowadziły do kompletnego odcięcia się Barcy od katalońskich dążeń niepodległościowych, to jedna z oznak galopującej komercjalizacji życia.
Drugą oznaką jest sprowadzanie niepodległości jedynie do kwestii materialnych. Medialni eksperci wieszczą, że jeśli Katalonia ogłosi secesję to upadnie gospodarczo. Żeby podkreślić jak bardzo nierozważny byłby rozwód z Madrytem instytucje finansowe już przeniosły swoje siedziby do innych regionów Hiszpanii. Za tak „subtelny” ruch, na miejscu Katalończyków (niezależnie od opinii na temat wyzwolenia), wycofałbym wszystkie oszczędności z tych banków – niech bankrutują. Na zwykłych ludzi jednakże medialne ciśnienie działa – wielu z nich obawia się ekonomicznych następstw secesji. Żyje im się wygodnie, dobrze zarabiają i są szczęśliwi. Po co to komplikować? Po co niszczyć coś, co dobrze funkcjonuje i przynosi profity? Zapewne przyznałbym tym osobom rację, gdyby nie jedno aczkolwiek wielkie ALE. Przeciwnicy niepodległości często nie są katalończykami lecz przybyszami.
Jako przybysze powinni uszanować wolę większości rodowitych Katalończyków, którzy pozwolili imigrantom przebywać u siebie, dali możliwosć pracy, znalezienia dachu nad głową i godnego życia. To Katalończycy przez stulecia pracowali i walczyli o to, aby w tym regionie żyło się lepiej niż w kraju z którego przyjechali imigranci. Dlatego jeśli Katalończycy utrzymali swoja odrębność i chcą wolności to żaden przybysz, któremu dobrze jest w Hiszpanii i nie pojmuje znaczenia katalońskości, różnic, utrwalonych antagonizmów czy przyczyn tak silnego pragnienia wolności, nie powinien narzucać im swojego zdania.
Gdy gospodarz w swoim domu nie ma nic do powiedzenia, znaczy to że jest naprawdę źle. Przykładów można by mnożyć – plemiona indiańskie w Ameryce Północnej i Południowej, Aborygenii czy plemiona w Afryce, kiedyś kolonializm itp. Tymczasem najgłośniej krzyczą ci, którzy nie są u siebie jak słynny pisarz Mario Varga Llosa. Myślałem, że w artyście pochodzącym z postkolonialnego kraju będzie nieco więcej wrażliwości społecznej i pokładów romantyzmu, że będzie rozumiał i szanował wyższe wartości, w które Katalończycy wierzą od pokoleń. A jednak w Llosie pozostał jedynie materialny cynizm i pragmatyzm wygodnego życia. Jednakże nawet brak duszy nie daje mu prawa do negowania katalońskich dążeń i degradacji wyższych wartości jedynie do kwestii pieniędzy.
Mes que un sport
W poważnych dyskusjach o ekonomicznych i społecznych skutkach secesji jednym z najczęściej padających argumenów jest pytanie „gdzie będzie grać Barca?”. To pokazuje jak istotne miejsce we współczesnym świecie zajmuje futbol. Zresztą sam pomysł, żeby Barca, Espanyol i Girona grały we Francji wcale nie jest tak poroniony jak mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka. Dla Ligue 1 oznaczałoby to znaczne podniesienie poziomu i zwiększenie prestiżu oraz zainteresowania. A samej Katalonii jest historycznie do Francji naprawdę blisko – tak kulturowo jak i językowo. Tak zwana Północna Katalonia leży dziś na terytorium Francji (prowincja Roussillon ze stolicą w Perpignon)
Na początku tekstu nieprzypadkowo przywołałem wojenkę z iti i temat zastępczy jakim byli kibole. Obecnie straszy się nas potencjalnymi skutkami secejsi Katalonii i tym, że nie poradzi ona sobie jako osobne państwo. Tymczasem jak wskazuje Christopher Dembik, dyrektor ds. analiz makroekonomicznych w Saxo Banku, Katalonia jest najbogatszym z 17 regionów Hiszpanii, który generuje 19% PKB kraju. Przeciętne PKB na osobę jest tam wyższe o 18,8% niż w całym kraju. W dodatku jeśli Katalonia po uzyskaniu niepodległości zostałaby na wspólnym rynku UE, byłaby 13 unijną gospodarką spośród hipotetycznych 29! Typowy średniak na poziomie Danii czy Norwegii.
W dodatku inni eksperci podkreślają, że dużo niebezpieczniejsze dla stabilności gospodarczej UE jest zadłużenie generowane we Włoszech – na poziomie 132%. Na całym świecie tylko Japonia i Grecja są bardziej zadłużone. Właśnie sytuacja we Włoszech powinni się martwić inwestorzy i politycy, ale łatwiej grać na emocjach jakie wywołuje kwestia niepodległości niż tłumaczyć zawiłe tematy ekonomiczne.
Oczywiście pozostaje temat ewentualnej „lawiny” niepodległościowej, którą secesja Katalonii mogłaby uruchomić. Kolejka jest dość długa – część Katalonii leżąca we Francji, Baskonia, Andaluzja, Korsyka, rozpad Belgii, Wielka Brytania, Piemont itp. Sytuacja każdego z tych regionów jest zupełnie inna, dlatego trudno się spodziewać, że sprawa katalońska stanie się zapalnikiem europejskiej rewolucji narodowowyzwoleńczej. W końcu np. oderwanie siłą Kosowa takiej lawiny nie wywołało.
Podsumowanie to już kwestia Czytelnika – każdy powinien wyciągnąć własne wnioski i mieć własne zdanie, ale podejmowanie decyzji pozostawmy Katalończykom..
PIERWSZĄ CZĘŚĆ TEKSTU ZNAJDZIESZ TUTAJ:
http://drybler.com/2017/10/30/tekst-czytelnika-katalonski-sen-o-niepodleglosci/