Tekst czytelnika: Modele zarządzania w Legii Warszawa

Wszyscy zastanawiamy się nad przyczynami kryzysu piłkarskiego w Legii. Najczęściej wskazywano Jacka Magierę jako winnego tragicznej postawy zawodników. Moim zdaniem problem leży znacznie głębiej – w sposobie zarządzania klubem. Zarówno w spalonej ziemi pozostawionej po erze Leśnodorskiego, obecnych decyzjach podejmowanych przez właściciela, jak również w mentalności piłkarzy.
Kiedyś drużyna i działacze to były dwa różne światy. Dziś zespół i atmosfera w nim panująca jest ściśle powiązana z regułami obowiązującymi w całej firmie. Piłka nożna to przede wszystkim produkt, w dodatku trudny do spieniężenia. Dlatego, żeby go odpowiednio sprzedać, w klubie należy wdrożyć właściwy model biznesowy. I jeszcze potrafić nim zarządzać. Dwa najpopularniejsze typy zarządzania to: nowoczesny, wciąż ewoluujący model korporacyjny oraz uznawany za nieco archaiczny model przywódczy.
Leśnodorski czyli lider.
Bogusław Leśnodorski sterował klubem w sposób autorytarny, odsuwając na bok nawet współwłaścicieli – Mioduski został specem od relacji z europejskimi władzami futbolowymi oraz wizjonerem mitycznej akademii, zaś Wandzel robił za przytakiwacza, dzięki czemu Leśny mógł przepychać przez zarząd Legia Holding swoje strategiczne pomysły. Oczywiście Bogusław, jak każdy 100% władca, otaczał się zaufanymi rycerzami, którzy służyli mu radą i doświadczeniem. W tej roli najlepiej odnajdował się dział szeroko pojętego skautingu w osobach Ebebenge i Żewłakowa.
Były prezes „Wojskowych” dzierżył pełnię władzy i to wykorzystywał, prowadząc Legię obranym przez siebie szlakiem sukcesów. Trudno przy tym nie odnieść wrażenia, iż dużo improwizował, działając niekiedy wręcz reaktywnie. Z zawirowań najczęściej wychodził obronną ręką, a teraźniejszość Legii stawała się coraz piękniejsza, przez co nikt za specjalnie nie przejmował się przyszłością. A na nią brakowało jasno określonego planu. Typowa polska prowizorka, okraszona myślą przewodnią „jakoś to będzie”. Krótkowzroczność widać było po obietnicach składanych piłkarzom „pograj jeszcze u nas rundę, a potem możesz odejść bez przeszkód” czy braku koordynacji działań na linii akademia-CLJ-rezerwy-pierwszy zespół. Nie powstał przez tyle lat pomysł jakim systemem ma grać Legia. Tym samym nie wiadomo było jak taktycznie przygotowywać chłopaków z rezerw, żeby ich przejście do „jedynki” było płynne, a piłkarze „jedynki” nie łapiący się do składu mogli szlifować formę i utrwalać schematy występując regularnie w Legii II.
Brak określonego systemu gry, to także niemożność prowadzenia skutecznego skautingu, bo skąd „szerokopojęci” mieli wiedzieć kogo dokładnie sprowadzić, skoro nie istnieją profile potrzebnych piłkarzy na każdą pozycję. A skoro nikt takich stałych profili nie stworzył, to jak akademia miała produkować zawodników na potrzeby Legii? Efekt jest taki, że wychowankowie grają wszędzie lecz prawie nikogo z nich nie oglądamy w Legii.
Transfery to łatanie dziur. Trenerzy dopasowują taktykę do materiału ludzkiego, którym dysponują (najlepszy przykład Berg i jego schemat z zabójczo skutecznymi kontrami na Ligę Europy). Wyjątkiem był Hasi, który przyszedł z pomysłem na Legię lecz już na wstępie zaznaczył, że potrzebuje wzmocnień na pozycje 6 i 10. Dostał Moulina i Vadisa, a jego idea, po lekkiej korekcie ustawienia, wypaliła pod batutą Magiery.
Mimo niedociągnięć organizacyjnych drużyna notowała stopniowy progres i zdobywała kolejne trofea. Ogromna w tym zasługa Leśnodorskiego, który czuł futbol i szybko poznał jak działają mechanizmy kręcące tym interesem, a co najważniejsze potrafił je wyważyć w postaci harmonijnej koegzystencji świata biznesu i zarządzania ze społeczną stroną futbolu, emocjami i lokalną tożsamością. Perfekcyjna synergia. To nastawienie udzielało się otoczeniu. Pracownicy klubu, trenerzy i piłkarze, wszyscy byli pod wpływem jego siły perswazji. To ex-prezes tworzył atmosferę w Legii- cały klub to była jedna, wielka rodzina funkcjonująca pod troskliwym okiem „ojca”. Nieraz surowego (np. wywalenie Brzyskiego), ale zazwyczaj sprawiedliwego.
Osłabienie i upadek
Wszystko działało w miarę sprawnie dopóki władca nie zaczął stopniowo tracić wpływów na skutek konfliktu właścicielskiego. Osłabienie władzy hegemona wywołało różne reakcje. Część osób, zwłaszcza giermków Leśnodorskiego, poczuła palącą niepewność jutra (stąd deklaracje, że jak Leśnodorski nie zostanie, to ja też odchodzę). Inni natomiast postanowili wykorzystać słabość i wymóc na zarządzie ustępstwa. Sytuacja wymykała się spod kontroli, Boguś przestał sobie radzić z narastającą presją, czego efekty widzieliśmy zwłaszcza w totalnie zawalonym zimowym okienku transferowym.
Zbytnie uzależnienie od 1 osoby musiało się tak skończyć. Zawsze gdy odchodzi uwielbiany przywódca, którego władzę legitymizują liczne sukcesy, następują upadek morali, apatia i rozpad. Nie inaczej było w przypadku Legii, chociaż siłą rozpędu udało się jeszcze doturlać do mistrzostwa. Po przerwie wakacyjnej widzieliśmy snujących się po murawie, osieroconych piłkarzy, a kibice nerwowo oczekiwali na katharsis.
Nowe rozdanie – korpo Mioduski
Mioduski jest zupełnie innym typem osobowości niż Leśnodorski – ten pozorny truizm niesie jednak ze sobą istotne konsekwencje dla legijnej rzeczywistości. Mioduski nie jest urodzonym liderem, nie udźwignąłby presji ciągłego bycia na świeczniku, woli zarządzać z tylnego fotela. Dlatego wprowadza do klubu ład korporacyjny. Każdy zna swoje miejsce w szeregu – hierarchizacja i ścisły podział obowiązków. Poszczególne „działy” w firmie żyją swoim własnym życiem, a wyniki raportują przełożonym. W tym układzie drzwi gabinetów będą pozamykane, pracownicy klubu nie będą spoufalać się z kibicami, a zawodnicy z szeregowymi pracownikami.
Nowy prezes popełnił błąd, że nie posprzątał po swoim poprzedniku od razu po zakończeniu poprzedniego sezonu. Chyba zbytnio zapatrzył się w długofalowe wizje i nie kontrolował w pełni tego, co się dzieje na bieżąco. Mam wątpliwości czy przez te lata zrozumiał futbol w stopniu wystarczającym aby umiejętnie wprowadzać swoje dalekosiężne plany. Póki co pozamiatał pozostałości po Leśnodorskim i bardzo dobrze zrobił. Niech układa klocki po swojemu – pierwsze zadanie to zdobycie zaufania szatni i odbudowanie ducha walki oraz głodu zwycięstw w, wyglądającym na kompletnie wypalonym zbiorze piłkarzy. Zadaniem nowego sztabu szkoleniowego będzie zlepienie z tych indywidualności i grupek jednego organizmu- drużyny. Następne logiczne ruchy to zmiany trenerów w rezerwach i ewolucja akademii oraz systemu szkolenia CLJ. Od teraz Legia to jego autorski projekt za który ponosi 100% odpowiedzialności..
***
Wydaje się, że optymalne byłoby faktyczne połączenie ognia i wody czyli długofalowych wizji Mioduskiego ze sprawnością reagowania w czasie rzeczywistym Leśnodorskiego. Biznesowego obycia i chłodnej głowy tego pierwszego oraz temperamentu i kibicowskiego serducha drugiego. To niestety pozostaje jedynie w sferze niespełnionych marzeń o świecie idealnym. Patrząc z perspektywy drużyny – w ciągu 7 lat było 7 trenerów. Legii potrzeba spokoju i stabilizacji. Po prostu.