Reprezentacja Polski okiem fanatyka!

Środa, zimno, pochmurno, cały dzień siąpi deszcz. Człowiek najchętniej zabunkrowałby się w swoich czterech ścianach, przykrył kocykiem i oddawał się błogiemu leniuchowaniu. A tutaj praca, szkoła, zbliżające się kolokwia, brak czasu, żeby zerknąć nawet na US Open.
No i redaktor naczelny męczący bułę – napisz coś, koniecznie na stronę. On też zapiernicza na etacie i stara się to łączyć z ogarnięciem stronki. Dwóch mężczyzn dobijających do trzydziestki i próbujących realizować swoje pasje poprzez pisanie o piłce i całej tej otoczce z nią związanej, marzących o tym żeby móc większość swojego czasu poświęcać tylko temu. Przyznam szczerze, że dawno nie pisałem własnego felietonu, dlatego z góry przepraszam za nieład, chaos, urywanie myśli w połowie, bądź niezgrabności stylistyczne. Jak to mawiał pewien doświadczony piłkarz: „pierwsze śliwki, robaczywki”.
Reprezentacja Polski… Wszyscy w robocie, na zajęciach, znajomi; „Oglądałeś mecz?”, „Widziałeś nieuznaną bramkę Lewego?”, „Ale pajac sędziował, co?”, „Jak myślisz, wejdą?” Szczerze? Mam to w dupie. Od czasów Euro 2012 i wspaniałego teamu stworzonego przez nieocenionego wizjonera Franciszka Smudę moje podejście do reprezentacji uległo diametralnej zmianie. Z taką samą werwą przyjąłem porażkę z Danią, jak i wygraną z Kazachstanem. Smuda zabił we mnie miłość do kadry. Te wszystkie Boenishe, Polańskie i inne Obraniaki doprowadziły do totalnej obojętności wobec reprezentacji PZPN-u (pozdro stare weszło!). Ta obojętność trwa do dzisiaj. Chyba muszą po prostu skończyć swoje kariery piłkarskie Ci wszyscy Błaszczykowscy (bileter!), Piszczki i im podobni, którzy z pokorą zaakceptowali pomiatanie kadrą przez Smudę, który spierdolił najpiękniejszy turniej dla Polaków w historii.
Od razu odzywają się głosy, „A Olisadebe akceptowałeś, przecież to, to samo?”. Właśnie o to chodzi, że nie to samo! Engel wymyślił sobie kozaka, który wprowadził nas do Mundialu w Korei i Japonii. Czarnoskóry piłkarz przyjechał do Polski w okresie kiedy na większości stadionów naśladowano odgłosy małp, w momencie gdy murzyn dochodził do piłki, a banany służyły nie tylko do konsumpcji, ale również do wyrażenia poglądów na temat odmienności rasowej. I co zrobił ten chłopak? Zaaklimatyzował się, walił praktycznie co weekend bramy, ożenił się z Polką i dał nam pierwszy od 1986 roku awans! Co dla porównania zrobił taki Obraniak? Ja pamiętam tylko, że nauczył się dwóch zdań po polsku, po których większość przygłupich dziennikarzy klaskała mu tak, jakby co najmniej walnął taką bramę jak Rooney w spotkaniu derbowym z City.
I właśnie o to mam największe pretensje do Wasilewskiego, Błaszczykowskiego, Piszczka i Lewandowskiego. Pozwolili Smudzie zrobić z naszej kadry pośmiewisko i przytułek dla zagranicznych miernot, które i tak ostatecznie skompromitowały nas na Euro. Piosenka „Koko, koko, Euro spoko” przy tym to było arcydzieło folkloru ludowego, zasługujące na występ w operze wiedeńskiej. Nikt się nie postawił, nie powiedział: „Trenerze, to ja już wolę Bartosza Hinca, zamiast tego izolującego się Francuza. Przecież ja nawet nie wiem jak go zapytać, czy pogra z nami na konsoli”. Jaka to była drużyna, to najlepiej podsumowuje fakt, że nikt nie wstawił się za Borucem i Żewłakowem. „To decyzja trenera, ja jestem od grania….”, itp. Od ówczesnego kapitana biła po prostu oślepiająca charyzma.
Jednak zdarzają się takie momenty, że ukryta gdzieś w czeluściach i tęskniąca za kibicowaniem swojej reprezentacji narodowej część człowieka łapie się na tym, że słabiutko byłoby obejrzeć kolejne Mistrzostwa Świata bez gości uganiających się za piłką w koszulkach z orzełkiem. Niech więc awansują na ten mundial do Rosji. Głupio by było gdyby polskiej flagi brakowało zwłaszcza na takim turnieju, rozgrywanym w takim miejscu. Fajnie, że wiele osób dzięki tej reprezentacji znajduje w sobie schowane gdzieś głęboko na co dzień pokłady patriotyzmu. Super, że coraz więcej ludzi potrafi zaśpiewać więcej niż jedną zwrotkę hymnu. Fajnie również, że jak się pojedzie za granicę, to pierwsze słowa, to „Poland? Lewandowski! Very, very solid striker”. Tak więc panowie, nie spierdolcie tego 🙂